— Panie mieczniku dobrodzieju! — odparł żywo Kmicic. — Tamci ichmościowie pojadą, czy chcą, czy nie chcą, bo mnie się tak spodobało, ale względem waszmości nie chcę siły używać i proszę najuprzejmiej, byś woli księcia zadość uczynić raczył. Ja jestem na służbie i mam rozkaz waćpana przywieść, ale póki nie stracę nadziei, że prośbą coś wskóram, póty prosić nie przestanę… i na to waszmości przysięgam, że włos ci tam z głowy nie spadnie. Książe chce się rozmówić z tobą i chce, abyś w tych czasach niespokojnych, w których nawet chłopstwo w kupy zbrojne się zbiera i rabuje, w Kiejdanach zamieszkał. Ot, cała rzecz! Będziesz tam waćpan traktowany z należnym szacunkiem, jako gość i przyjaciel, dajęć na to parol kawalerski.
— Jako szlachcic protestuję! — rzekł pan miecznik — i prawo mnie broni!
— I szable! — zakrzyknęli Chudzyński i Dowgird.
Kmicic począł się śmiać, zmarszczył brwi i rzekł:
— Waćpanowie schowajcie te szable, bo każę obydwóch pod stodołą postawić i kulą w łeb!
Na to struchleli tamci i poczęli spoglądać na siebie i na Kmicica, a pan miecznik zakrzyknął:
— Gwałt najokropniejszy przeciw wolności szlacheckiej, przeciw przywilejom!
— Nie będzie gwałtu, jeżeli waszmość dobrowolnie usłuchasz — odparł Kmicic — i masz waszmość w tem dowód, żem dragonów we wsi zostawił, a przybyłem tu sam prosić cię, jako sąsiada do sąsiada. Nie chciejże odmawiać, bo czasy teraz takie, że trudno mieć wzgląd na odmowę. Sam książe waszmości się z tego wyekskuzuje i bądź pewien, że przyjęty będziesz jak sąsiad i przyjaciel. Zrozum i to, że gdyby miało