i moja szablina przydać się ojczyźnie i królowi jegomości może.
— To tedy bądź waszmość zdrów… Daj Bóg, abyśmy się w lepszych czasach spotkali.
— Niech Bóg nagrodzi waszmościów zato, żeście mi na ratunek przyszli. Pewnie się tam gdzie w polu obok siebie zobaczymy.
— Dobrego zdrowia!
— Szczęśliwej drogi!
I poczęli się żegnać z sobą, a potem każdy przychodził kłaniać się pannie Aleksandrze.
— Żonę moję waćpanna w puszczy zobaczysz i chłopczyków, uściskaj ich tam ode mnie i kwitnij w dobrem zdrowiu — rzekł Jan Skrzetuski.
— A wspomnij czasem żołnierza, który choć nie miał do cię szczęścia, rad ci zawsze nieba przychylić! — dodał Wołodyjowski.
Po nich zbliżali się inni. Wreszcie przyszedł i Zagłoba.
— Przyjm, wdzięczny kwiatuszku, i od starego pożegnanie! Uściskaj panią Skrzetuską i moich basałyków. Setne to chłopy!
Zamiast odpowiedzi, Oleńka chwyciła go za rękę przycisnęła ją w milczeniu do ust.