— Byłem już jedną nogą na tamtym świecie i przez ciebie! — rzekł do pana Andrzeja.
— Mości książe, nie moja wina; powiedziałem, com myślał.
— Niechże tego więcej nie będzie. Nie dorzucaj choć ty ciężaru do brzemienia, które dźwigam i to wiedz, że co tobie przebaczyłem, innemubym nie przebaczył.
Kmicic milczał.
— Jeśli kazałem — rzekł po chwili książe — tych ludzi w Birżach egzekwować, którym na twoję prośbę przebaczyłem w Kiejdanach, to nie dlatego, żem cię chciał zwodzić, jeno, by ci boleści oszczędzić. Uległem pozornie, bo mam dla ciebie słabość… A ich śmierć była konieczna. Czytom ja kat, czy myślisz, że krew rozlewam dlatego jeno, by oczy czerwoną barwą napaść?… Ale gdy pożyjesz dłużej, poznasz, że gdy ktoś chce czegoś na świecie dokazać, temu niewolno większych spraw dla mniejszych poświęcać. Ci ludzie powinni byli zginąć, tu, w Kiejdanach, bo patrz, co się przez twoję instancyą stało: w kraju opór podsycony, wojna domowa rozpoczęta, dobra przyjaźń ze Szwedami zachwiana, zły przykład innym dany, od którego bunt, jako zaraza się szerzy. Mało tego: sam osobą swoją musiałem później wyprawę na nich uczynić i konfuzyi wobec wszystkiego wojska się najeść, tyś ledwie z ich rąk nie zginął, a teraz pójdą na Podlasie i głowami buntu się staną. Patrz i ucz się! Gdyby zginęli w Kiejdanach, nie byłoby tego wszystkiego. Aleś ty, prosząc za nich, o afektach własnych tylko myślał, ja zaś posłałem ich po śmierć do Birż, bom doświadczeńszy, bo dalej widzę, bo wiem to z pra-