Nakoniec książe wstał.
— Mości panowie, proszę o głos!
— Książe pan chce mówić!… Książe pan chce mówić! — wołano ze wszystkich stron.
— Pierwszy toast wznoszę za zdrowie najjaśniejszego króla szwedzkiego, który pomoc przeciw nieprzyjaciołom nam daje i władnąc tymczasem tą krainą, nie wprzód ją zda, aż spokój zaprowadzi. Wstańcie, mości panowie, bo to zdrowie pije się stojący.
Biesiadnicy wstali, prócz niewiast i spełnili kielichy, ale bez okrzyków, bez zapału. Pan Szczaniecki z Dalnowa pomrukiwał coś do sąsiadów, a ci gryźli wąsy, by się nie rozśmiać, widocznie dworował sobie z króla szwedzkiego.
Dopiero gdy książe wniósł drugie zdrowie „kochanych gości“, łaskawych na Kiejdany, którzy przybyli nawet i z dalekich stron, aby zaświadczyć o ufności swej w zamiary gospodarza — odpowiedział mu gromki okrzyk:
— Dziękujemy! dziękujemy z serca!
— Zdrowie księcia pana!
— Naszego Hektora litewskiego!
— Niech żyje! Niech żyje książe hetman, wojewoda nasz!
Wtem pan Jurzyc, już trochę pijany, zakrzyknął całą siłą płuc:
— Niech żyje Janusz pierwszy, wielki książe litewski!
Radziwiłł poczerwieniał cały, jak panna, którą dziewosłębią[1], ale zmiarkowawszy, że zgromadzeni milczą głucho i poglądają na niego ze zdumieniem, rzekł:
- ↑ swatają