— Siadaj, panie kawalerze — rzekł. — Rad cię bliżej poznam. A co tam słychać w Kiejdanach?
— Oto jest list księcia hetmana — odrzekł Kmicic.
Pokojowi, skończywszy zapinać książęce bóty, wyszli, a książe złamał pieczęć i począł czytać. Po chwili na twarzy jego odbiła się nuda i zniechęcenie. Rzucił list pod lustro i rzekł:
— Nic nowego! Radzi mi książe wojewoda, abym się do Prus, do Tylcy albo do Taurogów przeniósł, co, jak waść widzisz, czynię właśnie. Ma foi! nie rozumiem pana brata… Donosi mi, że elektor w margrabstwie i że się do Prus przez Szwedów przebrać nie może, a pisze jednocześnie, że aż mu włosy na głowie powstają, iż się z nim do succursu, ani do receptu nie znoszę. A jakże to ja mam czynić? Jeżeli się kurfirst przez Szwedów nie może przebrać, to jakże się mój posłaniec przebierze? Na Podlasiu siedziałem, bom nie miał nic innego do roboty. Powiem ci, mój kawalerze, żem się nudził, jak dyabeł na pokucie. Niedźwiedzie, co były blisko Tykocina, wykłółem; białogłowy tamtejsze kożuchami cuchną, którego zapachu nozdrza moje znieść nie mogą.… Ale!… Rozumieszże ty, panie kawalerze, pofrancusku albo poniemiecku?
— Rozumiem poniemiecku — rzekł Kmicic.
— To chwała Bogu!.… Będę mówił poniemiecku, bo mi od waszej mowy wargi pierzchną.
To rzekłszy książe, wysunął dolną wargę i począł dotykać jej zlekka palcami, jakby chcąc przekonać się czy nie opierzchła lub nie popękała; następnie spojrzał w lustro i mówił dalej:
— Doszły mnie posłuchy, że koło Łukowa jakiś szlachcic Skrzetuski ma żonę cudnej urody. Daleko