przyszła mu do głowy, bo się uderzył w perukę i spytał:
— A waćpan nie będziesz na Podlasiu?
— Jakże! — rzekł Kmicic. — Muszę tam być, bo mam list z instrukcyami do Harasimowicza, podstarościego w Zabłudowie.
— Na Boga! — rzekł książe. — Harasimowicz tu jest ze mną. Jedzie z rzeczami hetmańskiemi do Prus, bo tam baliśmy się, żeby nie wpadły w ręce konfederackie. Czekaj waść, każę go zawołać.
Tu książe zakrzyknął na pokojowca i kazał mu wołać podstarościego, sam zaś rzekł:
— A to się dobrze składa! Oszczędzisz sobie waćpan drogi… Chociaż… może i szkoda, że na Podlasie nie pojedziesz, bo tam między głowami konfederacyi jest i twój imiennik… Mógłbyś go skaptować.
— Nie miałbym na to czasu, — rzekł Kmicic — gdyż mi do króla szwedzkiego i do pana Lubomirskiego pilno.
— A, to masz listy i do pana marszałka koronnego? Ej, odgaduję o co chodzi… Niegdyś pan marszałek myślał swatać synalka z córką Janusza.… Czyby teraz hetman nie chciał delikatnie odnowić rokowań?…
— O to właśnie idzie.
— Dzieci to oboje zupełne… Hm! delikatnato misya, bo hetmanowi nie wypada pierwszemu się wpraszać. Przytem…
Tu książe zmarszczył brwi.
— Przytem nie będzie z tego nic… Nie dla Herakliusza córka księcia hetmana. Ja ci to mówię!