— Dawaj skrzydło, ruszaj!
Kiemlicz pomknął coprędzej, bo w głosie Kmicica była niecierpliwość i jakoby gorączka. Po chwili wrócił ze skrzydłem jastrzębiem. Kmicic chwycił je, wyrwał lotkę i począł ją temperować własnym puginałem.
— Ujdzie! — rzekł patrząc pod światło — ale łatwiej łby ludziom zacinać, niż pióra! A teraz trzeba inkaustu.
To rzekłszy, odwinął rękaw, zakłół się silnie w rękę i umoczył pióro we krwi.
— Ruszaj sobie, mości Kiemlicz — rzekł — i ostaw mnie.
Stary wyszedł z izby, a pan Andrzej zaraz rozpoczął pisać:
„Wypowiadam służbę wxmości, bo zdrajcom i zaprzańcom nie chcę dłużej służyć. A żem przysiągł na krucyfiksie, że w. x. mości nie opuszczę, to mnie Bóg z tego rozgrzeszy — choćby zasię i potępił, wolę gorzeć za błąd mój, niżeli za jawną i rozmyślną zdradę ojczyzny i Pana mego. W. x. mość wywiodłeś mnie w pole, żem był jako ślepy miecz w twoich ręku, do rozlewania krwi bratniej skory. Tedy na boski sąd w. x. mość wzywam, aby nas rozsądzono, po czyjej stronie była zdrada, a po czyjej czysta intencya. Jeżeli się zaś spotkamy, wonczas, choć wy jesteście potężni i nietylko prywatnego człeka, ale i całą Rzeczpospolitą na śmierć ukąsić możecie, a u mnie jeno szabla w garści, przecie się o swoje upomnę i ścigać w. x. mość będę, do czego mój żal i moje zgryzoty siły mi dodadzą. A to już wasza x. mość wiesz, jeżelim nie z takich co i bez chorągwi nadwornych, bez zamków i armaty zaszkodzić mogą. Póki mi tchu, póty zemsty nad wami, że ni dnia