jej pragniesz, że ci pachnie zabijatyka jako psu pieczeń? Tażeto zabawa, nie służba — kulig, nie wojna, rozbój, nie ojczyzny obrona! A czyniłżeś tak przeciw Chowańskiemu i cóżeś wyjeździł? Łotrzykowie, co po lasach grasują, gotowi także napadać na komendy szwedzkie, a ty zkąd weźmiesz innych ludzi? Szwedów naszarpiesz, ale i obywateli naszarpiesz, pomstę na nich ściągniesz i co wskórasz? Sianem się, kpie, chcesz wywinąć od pracy i pokuty!
Takto mówiło w panu Kmicicu sumienie, a pan Kmicic widział, że ma słuszność i złość go brała i żal jakiś do własnego sumienia, że taką gorzką mówiło prawdę.
— Co ja pocznę? — rzekł wreszcie — kto mi poradzi, kto mnie wyratuje?
Tu kolana poczęły się giąć jakoś pod panem Andrzejem, aż wreszcie ukląkł przy tapczanie i począł się modlić głośno i prosić z całej duszy i serca:
— Jezu Chryste, Panie miły, — mówił — jakoś się na krzyżu nad łotrem ulitował, tak zlituj się i nade mną. Oto pragnę obmyć się z grzechów moich, nowy żywot rozpocząć i ojczyźnie poczciwie służyć, ale nie wiem jak, bom głupi. Służyłem tamtym zdrajcom, Panie, też nietyle ze złości, ale jako właśnie z głupoty; oświeć mnie, natchnij, pociesz w desperacyi mojej i ratuj w miłosierdziu swojem, bo zginę…
Tu głos zadrgał panu Andrzejowi, począł się bić w pierś szoroką, aż grzmiało w izbie i powtarzać:
— Bądź miłościw mnie grzesznemu! Bądź miłościw mnie grzesznemu! Bądź miłościw mnie grzesznemu!
Poczem złożywszy ręce i wyciągnąwszy je do góry, tak dalej mówił: