Wnet ruch uczynił się między żołnierzami, którzy radzi byli wyjechać z lasu na daleki świat, tembardziej, że bali się jeszcze pościgu ze strony Bogusława Radziwiłła, a stary Kiemlicz poszedł do chaty, rozumując, że Kmicic będzie go potrzebował.
— Wasza miłość chce jechać? — rzekł wchodząc.
— Tak jest! Wyprowadzisz mnie z lasu. Znasz tu wszystkie pasy?
— Znam, ja tutejszy… A dokąd wasza miłość chce jechać?
— Do króla jegomości.
Stary cofnął się ze zdumieniem.
— Panno mądra! — zakrzyknął — do jakiego króla wasza miłość?
— Jużci nie do szwedzkiego.
Kiemlicz nietylko nie ochłonął, ale począł się żegnać.
— To wasza miłość chyba nie wie, co ludzie powiadają, że król jegomość na Szlązk się schronił, bo go wszyscy opuścili. Kraków nawet w oblężeniu.
— Pojedziem na Szlązk.
— Ba, a jakże się przez Szwedów przedostać?