Ta strona została uwierzytelniona.
Lecz gdyby nawet poddał się i pozwolił odprowadzić do pana Wołodyjowskiego, coby pomyślał pan Wołodyjowski, gdyby się dowiedział, że schwytano go przebierającego się pod zmienioną postacią ku Szwedom i z glejtami do szwedzkich komendantów.
— Stare grzechy mnie ścigają i prześladują… — mówił sobie Kmicic. — Ucieknę jak najdalej, a ty Boże mnie prowadź…
I począł się modlić żarliwie i opędzać sumieniu, które powtarzało mu:
— Znów trupy za tobą i nie szwedzkie…
— Boże bądź miłościw!… — odpowiadał Kmicic — jadę do pana mego, tam mi się służba rozpocznie…