trzeć, jak namiestnikiem cię uczynię, niech się jeno vacans otworzy.
— Dziękuję pokornie waszej wielmożności… — odpowiedział Rzędzian.
— Ot, moja myśl! — mówił dalej Zagłoba. — Najprzód wiwendy tyle zgromadzić, jakobyśmy mieli oblężenie wytrzymać, potem obóz warowny założymy, a wówczas niech przychodzi Radziwiłł ze Szwedami, czy z dyabłami. Szelmą jestem, jeżeli tu drugiego Zbaraża nie uczynię!
— Jak mi Bóg miły, tak to grzeczna myśl, — zawołał Wołodyjowski — jeno zkąd dział weźmiemy?
— Pan Kotowski ma dwie haubice, u Kmicica jedna wiwatówka, w Białymstoku są cztery oktawy, które do zamku tykocińskiego miały być wyprawione; bo waćpanowie nie wiecie, że Białystok na utrzymanie zamku tykocińskiego przez pana Wiesiołowskiego jest zapisany, i te armaty jeszcze zeszłego roku z czynszów zakupiono, o czem mi pan Stępalski, gubernator tutejszy, powiedział. Mówi też, że i prochów jest na sto strzałów do każdej. Damy sobie radę, mości panowie, jeno popierajcie mnie z duszy, a i o ciele nie zapominajcie, któreby rade napić się czego, bo i pora już potemu.
Wołodyjowski kazał przynieść pić i dalej gawędzili przy kielichach.
— Myśleliście, że będziecie mieć malowanego regimentarza — mówił Zagłoba, siorbając zlekka miód wystały. — Nunquam! Nie prosiłem ja o ten fawor, ale kiedyście mnie nim przyozdobili, to i posłuch i porządek musi być. Wiem ja, co każda godność znaczy i obaczycie czy każdej nie dorosnę. Drugi Zbaraż tu urządzę, nic, jeno drugi Zbaraż! Zadławi się dobrze Radziwiłł,