— Po moim liście musi się jegomość elektor jasno opowiedzieć za nami, albo przeciw nam — rzekł z dumą.
Ale wojewoda witebski był człek wesoły, może też i podochocił trochę, więc pogładził wąsa, uśmiechnął się złośliwie i rzekł:
— Panie bracie, a do cesarza niemieckiego nie pisaliście?
— Nie! — rzekł zdziwiony Zagłoba.
— A to szkoda: — odrzekł wojewoda — rozmawiałby równy z równym.
Pułkownicy wybuchnęli gromkim śmiechem, lecz pan Zagłoba zaraz okazał, iż jeśli pan wojewoda chciał być kosą, to w nim trafił na kamień.
— Jaśnie wielmożny panie! — rzekł — do elektora mogę pisać, bom i sam, jako szlachcic, elektor, i nie takto dawno jeszcze, jakom dawał głos za Janem Kazimierzem.
— Toś waćpan dobrze wywiódł! — odpowiedział wojewoda witebski.
— Ale z takim potentatem jak cesarz, nie koresponduję, — mówił dalej pan Zagłoba — żeby o mnie nie powiedział pewnego przysłowia, którem na Litwie słyszał…
— Cóż to za przysłowie?
— „Jakaś głowa kiepska — musi być z Witebska!“ — odparł niezmieszany Zagłoba.
Słysząc to pułkownicy, aż zalękli się, ale wojewoda witebski przechylił się w tył i wziął się w boki ze śmiechu.
— A to mnie splantował!… Niechże waści uści-