I jął rzucać oczyma po komnacie, poczem wstał: książe Janusz myślał, że czegoś szuka, ale on pobiegł do zwierciadła, stojącego w kącie i odchyliwszy je odpowiednio, począł macać palcem prawej ręki po całej twarzy, wreszcie rzekł:
— Skóra mi trochę przez drogę opierzchła, ale do jutra to przejdzie… Co elektor o nas myśli? Nic… Pisał mi, że o nas nie zapomni.
— Jakto, nie zapomni?
— Mam list ze sobą, to ci go pokażę… Pisze, że cobądź się stanie, on o nas nie zapomni… A ja mu wierzę, bo jego własna korzyść tak mu nakazuje. Elektor tyle o Rzeczpospolitą dba, ile ja o starą perukę i chętnieby ją Szwedom oddał, byle mógł Prusy zacapić; ale szwedzka potęga zaczyna go niepokoić, więc radby na przyszłość mieć gotowego sprzymierzeńca, a będzie go miał, jeśli ty zasiądziesz na tronie litewskim.
— Oby się tak stało!… Nie dla siebie ja tego tronu chcę!
— Całej Litwy nie uda się może na początek wytargować, ale choć dobry kawał, z Białorusią i Żmudzią.
— A Szwedzi?
— Szwedzi będą się też radzi nami od wschodu przegrodzić.
— Balsam mi wlewasz…
— Balsam! aha!… Jakiś czarnoksiężnik w Taurogach chciał mi sprzedać balsam, o którym powiadał, że kto się nim wysmaruje, ma być od szabli, szpady i włóczni bezpieczen. Kazałem go zaraz wysmarować i trabantowi pchnąć dzidą, wyimajnuj sobie… na wylot przeszła!…