a tam są rzeczy, o które i król szwedzki nietylko podejrzenie, ale i śmiertelną urazę powziąć może…
Tu chwyciła go czkawka i atak spodziewany nadszedł. Usta otwarły mu się szeroko i chwytały szybko powietrze, ręce rwały szaty pod gardłem; książe Bogusław, widząc to, zaklaskał w ręce, a gdy służba nadbiegła, rzekł:
— Ratujcie księcia pana, a jak dech odzyska, proście go, by przyszedł do mojej komnaty, ja tymczasem spocznę nieco.
I wyszedł.
W dwie godziny później, Janusz z oczyma nabiegłemi krwią, z obwisłemi powiekami i siną twarzą, zapukał do komnaty Bogusławowej. Bogusław przyjął go, leżąc w łożu, z twarzą wysmarowaną migdałowem mlekiem, które miało nadawać skórze miękkość i połysk. Bez peruki na głowie, bez barwiczki na twarzy i z odczernionemi brwiami, wyglądał wiele starzej, niż w całkowitym stroju, ale książe Janusz nie zwrócił na to uwagi.
— Zastanowiłem się jednak, — rzekł — że Kmicic nie może tych listów opublikować, bo gdyby to uczynił, tem samemby wyrok śmierci na tę dziewkę napisał. Zrozumiał on to dobrze, że tylko tym sposobem ma mnie w ręku, ale też i ja nie mogę zemsty wywrzeć i to mnie gryzie, jakobym rozżartego psa w piersi nosił.
— Te listy trzeba będzie jednak koniecznie odzyskać! — rzekł Bogusław.
— Ale quo modo?
— Musisz nasłać na niego jakiego zręcznego człeka; niech jedzie, niech z nim w przyjaźń wejdzie i przy