Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.3.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie… Ale żeby szlachcic do podobnego bezeceństwa był zdolen, tegom się nawet po nim nie spodziewał.

— To zły był człowiek, dawno to wiedziałem! — rzekł Ganchoff.

— I nie ostrzegłeś mnie? Czemuto? — spytał tonem wymówki Janusz.

— Bom się bał, że wasza ks. mość o inwidyą mnie posądzi, gdyż on wszędy miał pierwszy krok przede mną.

Horribile dictu et auditu — rzekł Korf.

— Mości panowie, — zawołał Bogusław — dajmy temu pokój! Jeśli wam ciężko tego słuchać, cóż dopiero pannie Billewiczównie.

— Wasza ks. mość raczy nie zważać na mnie, — rzekła Oleńka — mogę wszystkiego już wysłuchać.

Ale już i wieczerza miała się ku końcowi; podano wodę do umycia rąk, poczem książe Janusz wstał pierwszy i podał rękę pani Korfowej, a książe Bogusław Oleńce.

— Zdrajcę już Bóg pokarał, — rzekł do niej — bo kto ciebie stracił, niebo stracił… Niemasz dwóch godzin, jakem cię poznał, wdzięczna panienko, a radbym cię widzieć wiecznie, nie w boleści i we łzach, ale w rozkoszy i szczęściu.

— Dziękuję waszej książęcej mości — odrzekła Oleńka.

Po rozejściu się dam, mężczyźni wrócili jeszcze do stołu szukać uciechy w kielichach, które krążyły gęsto. Książe Bogusław pił na umór, bo był kontent z siebie. Książe Janusz rozmawiał z panem miecznikiem rosieńskim.

— Ja jutro wyjeżdżam z wojskiem na Podlasie —