jest już w obcej okolicy, w której go nikt nie zna. Kto do niego przystanie? Zlatywali się do niego nieustraszeni ludzie na Litwie, gdy jako przesławny Kmicic ich zwoływał, ale tu, choćby kto słyszał o Kmicicu, to go miał za zdrajcę i szwedzkiego przyjaciela, z pewnością zaś nikt nie słyszał o Babiniczu.
Na nic to, na nic i do króla jechać, bo zapóźno… Na nic i na Podlasie jechać, bo go konfederaci za zdrajcę mają, na nic się na Litwę wracać, bo tam Radziwiłł włada, na nic zostawać, bo tu roboty niema żadnej. Najlepiejby ducha wyzionąć, by na ten świat nie patrzeć i przed zgryzotami uciec!
Lecz na tamtym świecie zali będzie lepiej tym, którzy nagrzeszywszy, niczem win swych nie zgładzili i z całym ich ciężarem przed sądem staną? Kmicic rzucał się na swem łożu, jak gdyby na łożu tortur leżał. Podobnie nieznośnych mąk nie przechodził nawet w chacie leśnej Kiemliczów.
Czuł się silnym, zdrowym, przedsiębierczym, dusza rwała się w nim do tego, by coś poczynać, by działać, a tu wszystkie drogi zamknięte, choć tłóc głową o ścianę, niemasz wyjścia, niemasz ratunku i niemasz nadziei!
Przemęczywszy się przez noc na łożu, zerwał się do dnia, zbudził ludzi i ruszył z nimi przed siebie. Jechał ku Warszawie, ale sam nie wiedział poco i dlaczego? Byłby na Sicz uciekł z desperacyi, gdyby nie to, że czasy się zmieniły i że Chmielnicki, razem z Buturlinem, przycisnęli właśnie hetmana w. koronnego pod Gródkiem, roznosząc przytem ogień i miecz na południowo-wschodnich krainach Rzeczypospolitej i zapuszczając aż pod Lublin drapieżne swe zagony.