siedemdziesięciu lat na karku; widzę rzeczy przyszłe, bom grobu bliski, przeto ci powiem, że potęgi szwedzkiej nietylko my, choćbyśmy się poprawili z błędów naszych, ale cała Europa nie złamie…
— Jakżeto być może? Zkądże się to wzięło?! — zakrzyknął Kmicic. — Kiedyżto Szwecya taką potęgą była? Zali polskiego narodu nie więcej na świecie, zali nie możem mieć wojska więcej? Zali to wojsko w męstwie Szwedom kiedykolwiek ustępowało?
— Naszego narodu jest dziesięć razy tyle; dostatków Bóg nam tak przymnożył, że w mojem starostwie sochaczewskiem więcej się pszenicy rodzi, niż w całej Szwecyi, a co do męstwa, to ja byłem pod Kircholmem, gdzieśmy w trzy tysiące husaryi ośmnaście tysięcy najlepszego szwedzkiego wojska w proch roznieśli.
— Ba, jeśli tak, — rzekł Kmicic, któremu aż oczy zaświeciły na kircholmskie wspomnienie — jakież są tedy ziemskie przyczyny, dla którychbyśmy ich i teraz nie mogli pokonać?
— Najpierw to, — mówił starzec powolnym głosem — żeśmy zmaleli, a oni urośli, że nas przez nas samych własnemi rękoma naszemi zwojowali, jako poprzednio zwojowali Niemców przez Niemców. Taka wola Boża i niemasz potęgi, powtarzam, któraby się im dziś oprzeć mogła!
— A jeśli szlachta do upamiętania przyjdzie i wedle pana swego się skupi, jeżeli wszyscy za broń schwycą, co wasza mość radzisz wtedy uczynić i co sam uczynisz?
— Tedy pójdę z innymi, polegnę i każdemu radzę polec, bo potem przyjdą takie czasy, na które lepiej nie patrzeć…