cą, póki naszem wytrwaniem, naszą pokorą, naszemi łzami, ofiarowaniem ciał i zdrowia naszego nie zmiękczymy Jej Serca, nie przebłagamy za dawne grzechy nasze!
— Ojcze! — odrzekł jeden ze szlachty — nie o własne gardła nam chodzi, nie o żony nasze i dzieci, ale drżymy na myśl o tych despektach, których obraz może doznać, jeżeli nieprzyjaciel twierdzę szturmem zdobędzie.
— I nie chcemy brać na siebie odpowiedzialności! — dodał drugi.
— Bo nikt nie ma prawa jej brać, nawet ksiądz przeor! — dorzucił trzeci.
I opozycya rosła, zyskiwała na odwadze, tem bardziej, że wielu zakonników milczało.
Przeor, zamiast odpowiedzieć wprost, modlić się znów począł:
— Matko Syna jedynego! — rzekł podniosłszy oczy i ręce ku górze — jeśliś nas nawiedziła dlatego, abyśmy w Twojej stolicy przykład wytrwania, męstwa, wierności Tobie, ojczyźnie i królowi innym dali… jeśliś wybrała to miejsce, by przez nie rozbudzić sumienia ludzkie i cały kraj ocalić — zmiłujże się nad tymi, którzy zdrój łaski Twej chcą zahamować, Twym cudom przeszkodzić, woli Twej świętej się sprzeciwić…
Tu chwilę pozostał w uniesieniu, następnie zwrócił się ku zakonnikom i szlachcie:
— Kto taką odpowiedzialność weźmie na własne ramiona? Kto cudom Maryi, łasce Jej, ratunkowi tego królestwa i wiary katolickiej zechce przeszkodzić?