z wysłanych ojców Małachowski i z podobną odszedł odpowiedzią.
Wówczas obaj usłyszeli wyrok śmierci.
Było to w kwaterze Müllera, w obecności sztabu i znamienitych oficerów. Wszyscy oni patrzyli pilnie w twarze zakonników, ciekawi, jakie też wyrok wywrze na nich wrażenie i z największem zdumieniem ujrzeli na obydwóch radość tak wielką, tak nieziemską, jakby najwyższe zwiastowano im szczęście. Wybladłe policzki zakonników zarumieniły się nagle, oczy napełniły się światłem i ojciec Małachowski rzekł drżącym ze wzruszenia głosem:
— Ach! czemuż dzisiaj nie umieramy, skoro ofiarą za Boga i króla paść nam przeznaczono!…
Müller kazał ich natychmiast wyprowadzić. Pozostali oficerowie spoglądali jedni na drugich, nakoniec któryś ozwał się:
— Z podobnym fanatyzmem trudna walka.
A książe Heski na to:
— Podobną wiarę mieli tylko pierwsi chrześcianie… Toś waćpan chciał rzec?
Następnie zwrócił się do Wrzeszczowicza.
— Panie Weyhard, — rzekł — radbym wiedzieć, co pan myślisz o tych mnichach?
— Nie potrzebuję sobie nimi głowy zaprzątać; — odrzekł zuchwale Wrzeszczowicz — pan jenerał już o nich pomyślał!
Wtem Sadowski wystąpił na środek izby i stanął przed Müllerem.
— Wasza dostojność nie każesz tych mnichów stracić! — rzekł stanowczo.
— A to czemu?