stoją, że na Podlasiu wojewoda witebski, Sapieha, zbił zdrajcę Radziwiłła, mając wszystkich zacnych obywatelów po sobie. Jakoby cała Litwa przy nim stoi, z wyjątkiem Żmudzi, którą Pontus ogarnął…
— Chwała Bogu! Nicżeście więcej ze sobą nie mówili?
— Owszem, namawiał mnie potem Kuklinowski, bym do Szwedów przeszedł.
— Tego się spodziewałem, — rzekł ksiądz Kordecki — złyto człowiek… A ty cóżeś mu odrzekł?
— Boto widzicie, ojcze wielebny, powiedział mi tak: „Kładę na bok moję szarżę poselską, która się za bramą i bez tego kończy, a namawiam cię jako prywatny człowiek.“ A jam go jeszcze dla pewności spytał, czy mogę jako prywatnemu odpowiadać? Powiedział: „Dobrze!“ — wtedy…
— Co wtedy?
— Wtedy dałem mu w pysk, a on się na dół pokocił.
— W imię Ojca i Syna i Ducha!
— Nie gniewajcie się, ojcze… Bardzom to politycznie uczynił, a że on tam przed nikim słowa nie piśnie, to pewno!
Ksiądz milczał przez chwilę.
— Z poczciwościś to uczynił, wiem! — odrzekł po chwili. — To mnie jeno martwi, żeś sobie nowego wroga napytał… To straszny człek!
— E! jeden więcej, jeden mniej!… — rzekł Kmicic.
Poczem pochylił się do ucha księdza.
— A książe Bogusław, — rzekł — to mi przynajmniej wróg! Co mi tam taki Kuklinowski! Ani się na niego obejrzę.