Kaliński, który stał tuż za nim, cofnął się także; szwedzcy oficerowie otoczyli ich zaraz, wypytując, coby to za jeden był ów Kmicic, którego nazwisko takie uczyniło wrażenie.
Tymczasem w sąsiedniej izbie Kuklinowski przyparł Müllera do okna i mówił:
— Wasza dostojność, dla waszej dostojności nic to nazwisko: Kmicic! a to jest pierwszy żołnierz i pierwszy pułkownik w całej Rzeczypospolitej. Wszyscy o nim wiedzą, wszyscy to imię znają. Radziwiłłowi niegdyś służył i Szwedom, teraz widać przeszedł do Jana Kazimierza. Niemasz mu równego między żołnierzami, chyba ja. Toż on tylko mógł to uczynić, żeby pójść samemu i owo działo rozsadzić. Z tego jednego uczynku możnaby go poznać. Onto Chowańskiego podchodził tak, że aż nagrodę na jego głowę wyznaczono. On w dwieście, czy trzysta ludzi całą wojnę trzymał po szkłowskiej klęsce na sobie, póki się inni nie opatrzyli i śladem jego nie zaczęli urywać nieprzyjaciół. To najniebezpieczniejszy człowiek w całym kraju…
— Czego mi waść śpiewasz jego pochwały? — przerwał Müller. — Że niebezpieczny, przekonałem się z własną niepowetowaną szkodą.
— Co wasza dostojność zamierzasz z nim uczynić?
— Kazałbym go powiesić, alem sam żołnierz i odwagę a fantazyą cenić umiem… Przytem to szlachcic wysokiego rodu… Każę go rozstrzelać dziś jeszcze.
— Wasza dostojność… Nie mnie uczyć najznamienitszego żołnierza i statystę nowych czasów, ale pozwolę sobie powiedzieć, że to człowiek zbyt sławny. Jeśli wasza dostojność to uczynisz, chorą-