Kuklinowskiego, tak, jak nikt w życiu mnie nie znieważył.
— Co ci uczynił?
Kuklinowski zatrząsł się i zębami zazgrzytał.
— Lepiej o tem nie mówić… Daj mi go wasza dostojność… On śmierci przeznaczon i tak, a ja chciałbym się przedtem trochę z nim pobawić… Och! tem bardziej, że to jest Kmicic, któregom poprzednio wenerował, a który tak mi się odpłacił… Daj mi go wasza dostojność! Będzie i dla waszej dostojności lepiej, bo gdy ja go zgładzę, wówczas Zbrożek i Kaliński, a z nimi wszystko polskie rycerstwo nie obruszy się na waszę dostojność, tylko na mnie, a ja sobie radeczki dam… Nie będzie gniewów, dąsów, buntów… Będzie moja prywatna spraweczka o kmicicową skórkę, z której bęben każę uczynić…
Müller zamyślił się; nagle podejrzenie błysło mu w twarzy.
— Kuklinowski! — rzekł — może ty chcesz go ocalić?
Kuklinowski rozśmiał się cicho, ale był to śmiech tak straszny i szczery, że Müller przestał wątpić.
— Może i słusznie radzisz! — rzekł.
— Za wszystkie moje zasługi o tę jednę proszę nagrodę!
— Więc go bierz!
Poczem weszli obaj do izby, w której była zgromadzona reszta oficerów. Müller zwrócił się do nich i rzekł:
— Za zasługi pana Kuklinowskiego oddaję mu jeńca do dowolnego rozporządzenia.
Nastała chwila milczenia; poczem pan Zbrożek