Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.3.djvu/389

Ta strona została uwierzytelniona.

ugryziem! Bogdaj zaraza tych zabiła, którzy mnie pod tę twierdzę namawiali!…

To rzekłszy, porwał puhar kryształowy i w uniesieniu grzmotnął nim o podłogę, aż kryształ rozbił się na proch.

Oficerowie milczeli. Nieprzystojne uniesienie jenerała, właściwsze chłopu, niż wojownikowi tak wysoką piastującemu godność, zraziło doń serca i skwasiło do reszty humory.

— Radźcie panowie! — zakrzyknął Müller.

— Radzić można tylko spokojnie — odparł książe Heski.

Müller począł sapać i wyparskiwać gniew nozdrzami. Po niejakim czasie uspokoił się i wodząc oczyma po obecnych, jakby zachęcając ich wzrokiem, rzekł:

— Przepraszam waszmościów, ale gniew mój nie dziwota. Nie będę wspominał tych miast, którem, objąwszy komendę po Torstensonie, zdobył, bo nie chcę, wobec teraźniejszej klęski, dawną fortuną się chlubić. Wszystko to, co się pod tą twierdzą dzieje, ludzki rozum poprostu przechodzi. Jednakże radzić trzeba.… Po to waćpanów wezwałem. Obradujcie więc… i co większością na radzie postanowimy, to spełnię.

— Niech wasza dostojność da nam przedmiot do obrady, — rzekł książe Heski. — Mamyli obradować jedynie nad zdobyciem fortecy, czy też i nad tem, czy nie lepiej ustąpić?

Müller nie chciał stawiać kwestyi tak jasno, a przynajmniej nie chciał, aby owo: albo — albo wyszło po raz pierwszy z jego ust, dlatego rzekł:

— Niech każdy z panów mówi szczerze, co myśli.