— Mów, panie hrabio, pamiętaj tylko, że dotąd rady twoje wydały gorzkie owoce.
— Które mimo zimy spożywać musimy, nakształt zapleśniałych sucharów! — wtrącił książe Heski.
— Tem się tłómaczy, dlaczego wasza ks. mość pijesz tyle wina; — odparł Wrzeszczowicz — a choć wino nie zastąpi przyrodzonego dowcipu, pomaga ci za to do wesołego strawienia nawet hańby. Lecz mniejsza o to! Wiem dobrze, iż w fortecy jest partya, która oddawna poddać się pragnie i tylko nasza niemoc z jednej, a nadludzki upór przeora z drugiej strony, utrzymuje ją w karbach. Nowy postrach doda jej nowych sił, dla tego należy nam okazać, że nic sobie nie robimy ze straty działa i szturmować tem usilniej.
— Czy to już wszystko?
— Choćby to było wszystko, sądzę, że podobna rada zgodniejszą jest z honorem szwedzkich żołnierzy, niż jałowe z niej drwiny przy kielichach i niż wysypianie się po pijatyce. Ale to nie wszystko. Należy rozpuścić między naszymi żołnierzami, a zwłaszcza między polskimi, wieść, że górnicy, którzy teraz nad założeniem miny pracują, odkryli stary przechód podziemny, ciągnący się pod sam klasztor i kościoł.…
— Masz waszmość słuszność, to dobra rada! — rzekł Müller.
— Gdy wieść ta między naszymi i polskimi żołnierzami się rozszerzy, sami Polacy będą namawiać mnichów do poddania się, bo i im chodzi, równie jak mnichom, aby to gniazdo zabobonów ocalało.
— Jak na katolika, to nieźle! — mruknął Sadowski.