dza nie podda się do jutra, zostanie w powietrze wysadzona.
Lecz ci nawet, którzy poprzednio upadli pod brzemieniem bojaźni, nie uwierzyli teraz temu wezwaniu.
— Próżne to strachy! — wołali razem księża i szlachta.
— Napiszmy im tedy, żeby nas nie żałowali. Niech wysadzają!
I istotnie odpisano w ten sposób.
Tymczasem żołnierze, którzy zgromadzili się przy trębaczu, odpowiadali również śmiechem na jego ostrzeżenia:
— Dobrze! — mówili mu. — Czemu macie nas szczędzić? Prędzej pójdziem do nieba!
Ten zaś, który wręczał posłańcowi list z odpowiedzią, rzekł mu:
— Nie traćcie próżno słów i czasu!… Samych was nędza gryzie, a nam, chwała Bogu, na niczem nie zbywa. Ptaki nawet od was uciekają.
W ten sposób spełzł na niczem ostatni fortel Wrzeszczowicza.
A gdy upłynął jeszcze dzień, okazało się zupełnie dowodnie, jak czczemi były obawy oblężonych i spokój powrócił w klasztorze.
Nazajutrz zacny mieszczanin częstochowski, Jacek Brzuchański, podrzucił znowu list ostrzegający o szturmie, lecz zarazem o wyruszeniu Jana Kazimierza ze Szlązka i o powstaniu całej Rzeczypospolitej przeciw Szwedom. Zresztą miał to być, według wieści krążących za murami, szturm ostatni.
Brzuchański podrzucił list wraz z workiem ryb