teraz jemu, niż nam! Słuszną winniśmy mu wdzięczność!
Ksiądz Kordecki miał łzy w oczach, a pan Czarniecki ozwał się:
— O mniejszych w kronikach piszą. Jeśli mi Bóg życia pozwoli, a ktokolwiek spyta mnie później, który był między wami żołnierz starożytnym bohaterom równy, powiem: Babinicz.
— On się nie nazywał Babinicz — odrzekł ksiądz Kordecki.
— Jakto, nie nazywał się Babinicz?
— Oddawna wiedziałem jego prawdziwe nazwisko, ale pod tajemnicą spowiedzi… I dopiero, wychodząc przeciw owej kolubrynie, rzekł mi: „Jeśli zginę, niechajże wiedzą, ktom jest, ażeby uczciwa sława przy mojem nazwisku została i dawne grzechy starła.“ Poszedł, zginął, więc teraz mogę waćpanom powiedzieć: to był Kmicic!
— Ów litewski przesławny Kmicic?! — zakrzyknął, porwawszy się za czuprynę, pan Czarniecki.
— Tak jest! Tak łaska boża zmienia serca!
— Dla Boga! Teraz rozumiem, że on się podjął tej wyprawy! Teraz rozumiem, zkąd się taka fantazya w nim brała, zkąd ta odwaga, którą wszystkich przewyższał! Kmicic, Kmicic! ów straszny Kmicic, którego Litwa sławi!
— Inaczej go odtąd sławić będzie, nietylko Litwa, ale cała Rzeczpospolita.
— Onto nas pierwszy ostrzegł przed Wrzeszczowiczem!
— Z jegoto przyczyny bramyśmy dość wcześnie zamknęli i przygotowania uczynili!