i jego podwładni znajdują jakąś dziką rozkosz w rozpamiętywaniu własnego upokorzenia i wstydu.
Wtem Wrzeszczowicz głos zabrał i mówił zwolna i dobitnie:
— Nieraz trafiało się — rzekł — we wszystkich wojnach, że oblężona forteca okupowała się oblegającym, a wówczas ci odchodzili jak zwyciężcy, bo kto składa okup, ten tem samem zwyciężonym się uznaje.
Oficerowie, którzy z początku ze wzgardą i lekceważeniem słuchali słów mówiącego, teraz poczęli słuchać uważniej.
— Niech ten klasztor złoży nam jakikolwiek okup, — mówił dalej Wrzeszczowicz — wówczas nikt nie powie, żeśmy go zdobyć nie mogli, jeno, żeśmy nie chcieli.
— Ale czy oni się zgodzą? — spytał książe Heski.
— Moję głowę w zakład stawię — odparł Weyhard — i więcej nad to: mój honor żołnierski!
— Może to być! — rzekł nagle Sadowski. — Mamy dość tego oblężenia my, ale mają go dość i oni. Co wasza dostojność o tem myśli?
Müller zwrócił się do Wrzeszczowicza.
— Niejednę ciężką, cięższą niż kiedykolwiek w życiu chwilę przebyłem z przyczyny waszych rad, panie hrabio, jednak za tę ostatnią dziękuję i wdzięczność zachowam.
Wszystkie piersi lżej odetchnęły. Rzeczywiście nie mogło już chodzić o nic innego, jak o wycofanie się z honorem.
Nazajutrz, w dzień świętego Szczepana, oficerowie zgromadzili się co do jednego, aby wysłuchać odpowie-