dobroć. Lecz ty nie gardź niemi, królu i powierzyć się ich synowskiej dyskrecyi nie lękaj, bo tylko tym sposobem złe w dobre, zmartwienia w pociechy, klęski w tryumfy zmienić się mogą.
To rzekłszy, siadła królowa jeszcze z ogniem w źrenicach i falującą piersią; wszyscy spoglądali na nią z uwielbieniem, a ksiądz kanclerz Wydżga zaczął mówić echowym głosem:
— Nulla sors longa est, dolor et voluptas
Invicens cedunt.
Ima permutat brevis hora summis…
Lecz nikt go nie słuchał; bo zapał bohaterskiej pani udzielił się wszystkim sercom. Sam król zerwał się z rumieńcami na pożółkłej twarzy i zakrzyknął:
— Nie straciłem jeszcze królestwa, skoro mam taką królowę!… Niechże się stanie jej wola, bo w natchnieniu proroczem mówiła. Im prędzej wyruszę i stanę inter regna, tem będzie lepiej!…
Na to ozwał się z powagą prymas:
— Nie chcę ja woli miłościwych państwa moich negować, ani od przedsięwzięcia odwodzić, w którem jest hazard, ale może być i zbawienie. Wszelako za roztropną rzecz uważałbym jeszcze raz w Opolu, gdzie większość senatorów przebywa, zebrać się i tam konceptów zebranych posłuchać, które jeszcze lepiej i obszerniej sprawę wywieść i rozważyć mogą.
— Zatem do Opola! — zakrzyknął król — a potem w drogę i co Bóg da!
— Bóg da powrót szczęśliwy i zwycięstwo! — rzekła królowa.
— Amen! — rzekł prymas.