— Cóż oni teraz czynią, nie wiesz?
— Wołodyjowski u księcia wojewody wileńskiego dragonami dowodził.
Król zasępił się.
— I razem z księciem wojewodą Szwedom teraz służy?
— On? Szwedom? On jest przy panu Sapieże. Sam widziałem, jak po zdradzie księcia wojewody buławę mu pod nogi cisnął.
— O, to godny żołnierz! — odrzekł król. — Od pana Sapiehy mieliśmy wiadomości z Tykocina, w którym księcia wojewodę obległ. Niech mu Bóg szczęści! Gdyby wszyscy byli do niego podobni, jużby ów nieprzyjaciel szwedzki pożałował swojej imprezy.
Tu Tyzenhauz, który słyszał całą rozmowę, spytał nagle:
— Toś waść był w Kiejdanach u Radziwiłła?
Kmicic zmieszał się nieco i zaczął podrzucać swój obuszek.
— Byłem — odrzekł.
— Daj pokój obuszkowi — mówił dalej pan Tyzenhauz. — A cóżeśto porabiał na książęcym dworze?
— Gościem byłem — odrzekł niecierpliwie Kmicic — i książęcy chleb jadłem, póki mi nie obrzydł po zdradzie.
— A czemuś to z innymi zacnymi żołnierzami do pana Sapiehy nie poszedł?
— Bom sobie ślub do Częstochowy uczynił, co tem łatwiej waszmość zrozumiesz, gdy ci powiem, że nasza Ostra Brama była przez septentrionów zajęta.
Pan Tyzenhauz począł głową kręcić i cmokać,