chał mimo. Dotarłszy do orszaku królewskiego, rozeznał osobę króla, bo za wąwozem daleko było jaśniej i zawołał:
— Miłościwy panie, wolna droga!
— Niemasz już w Żywcu Szwedów?
— Odciągnęli ku Wadowicom. To był niemiecki oddział najemny. Ot, zresztą jest tu jeden, sam go, miłościwy panie, wybadaj!
I nagle pan Andrzej cisnął na ziemię z kulbaki ów kształt, który trzymał przed sobą, aż jęk rozległ się w ciszy nocnej.
— Coto jest? — pytał zdumiony król.
— To? Rajtar!
— Na miły Bóg! Toś i języka przywiózł. Jakżeto? powiadaj!
— Miłościwy panie! Gdy wilk nocą za stadem owiec idzie, łatwo mu jednę sztukę porwać, a zresztą, żeby prawdę rzec, to mi taka sprawa nie pierwszyzna.
Król ręce do głowy podniósł.
— Ale to żołnierz ten Babinicz, niech go kule biją. Imajnujcie waszmościowie… Widzę, że mając takich sług, mogę choćby w środek Szwedów jechać!
Tymczasem otoczyli wszyscy rajtara, który jednak nie podnosił się z ziemi.
— Pytaj go, miłościwy panie, — odpowiedział nie bez pewnej chełpliwości w głosie Kmicic — choć nie wiem, czy będzie mógł odpowiadać, bo trochę przyduszon, a niemasz tu, czemby go przypiec.
— Wlejcie mu gorzałki w gardło — rzekł król.
I istotnie lepiej to lekarstwo pomogło od przypiekania, bo rajtar wkrótce odzyskał siły i głos. A wów-