mszę na twoję intencyą odprawił… Przy takich promocyach nie stanie ci się wielka krzywda.… Ufaj w miłosierdzie Boże!
Kmicic uśmiechnął się już przez łzy.
— Jeszcze też! — rzekł — da Bóg do sił wrócić, to się i z niejednego Szweda duszę wyłusknie, a przez to nietylko w niebie będzie zasługa, ale się i ziemską reputacyą poprawi.
— Bądź dobrej myśli i o sławę doczesną się wcale nie turbuj. Ja w tem, by cię nie ominęło, co należy. Przyjdą spokojniejsze czasy, sam będę zasługi twe promulgował, które już są niemałe, a pewno będą jeszcze większe. I na sejmie, da Bóg, owę materyą każę poruszyć, a tak do czci powrócon być musisz.
— Bo to, mój miłościwy panie i ojcze, niech się jeno uspokoi trochę, albo i przedtem jeszcze, sądy mnie będą szarpały, od czego mnie i powaga w. kr. mości osłonić nie zdoła. Ale już mniejsza z tem!… Nie dam się, dopóki pary w nozdrzach, a szabli w garści… Jeno mi o tę dziewkę chodzi. Oleńka jej na imię, miłościwy panie! Oj, siła czasu się jej nie widziało! Oj, siła przecierpiało się bez niej i przez nią, a choć człek sobie czasem chce ją wybić z serca i z afektem jako z niedźwiedziem się boryka, na nic to, bo taki syn, nie puszcza!
Jan Kazimierz rozśmiał się wesoło i dobrotliwie.
— Cóż ja ci na to, nieboże, poradzę?
— Któż poradzi, jeśli nie wasza kr. mość?! Zabita to regalistka z tej dziewki i nigdy mi ona moich kiejdańskich uczynków nie daruje, chybabyś w. kr. mość sam instancyą wniósł za mną i dał mi świadectwo, jakom się odmienił i do służby majestatu