już jej na świecie zgoła niemasz, albo też za mąż poszła i dzieci wodzi…
— Coby miała iść! Zielona to jeszcze była rzepa, gdym ją widział, a potem choć i doszła, mogła się dotąd w stanie niewinności uchować. Po takim panu Longinie, niejako jej było lada chłystka brać… Z drugiej też strony, w tych wojennych czasach mało kto o żeniaczce myśli.
A pan Michał na to:
— Waćpan jej dobrze nie znałeś. Dziw jak zacna… Ale taką już miała naturę, że nikogo nie przepuściła, żeby mu zaraz serca nie przeszyć… Taką już ją Pan Bóg stworzył. Nawet niższego stanu ludzi nie omijała: exemplum ów medyk księżnej Gryzeldy, włoszysko, który się w niej zakochał na umor. Może tam za niego już poszła i za morze ją wywiózł…
— Nie powiadaj byle czego, panie Michale! — zawołał z oburzeniem Zagłoba. — Medyk, medyk… Zaśby szlachecka córka, z zacnej krwi, miała pójść za człeka tak podłej kondycyi?… Raz ci to już mówiłem! nie może być!
— I mnie samemu było na nią za to mruczno, bom sobie myślał: już też miary niema, skoro i procederników bałamuci.
— Prorokuję ci, że ją jeszcze obaczysz — rzekł Zagłoba.
Dalszą rozmowę przerwało wejście porucznika Tokarzewicza, który przedtem w regimencie radziwiłłowskim służył, a po zdradzie hetmana wraz z innymi go odstąpił i teraz w pułku oskierczynym chorągiew nosił.
— Panie pułkowniku, — rzekł do Wołodyjowskiego — będziem petardę podsadzać.