— Panie Babinicz, — rzekł — wszakże waszmość mówiłeś mi, żeś z Litwy?
— Tak jest, panie starosto.
— Powiedzże mi, zali nie znasz na Litwie Podbipiętów?
— Znać nie znam, bo też już ich na świecie niemasz, przynajmniej tych, którzy się Zerwikapturem pieczętowali. Ostatni pod Zbarażem poległ. Byłto największy rycerz, jakiego Litwa wydała. Kto u nas o Podbipiętach nie wie!
— Słyszałem i ja o tem, ale owo dlaczego pytam: jest na respekcie u siostry mojej jedna panna, która się Borzobohata Krasieńska nazywa… Ród zacny!… Była ona narzeczoną tego Podbipięty, który zabit pod Zbarażem. Sierota to, bez ojca i matki, a chociaż siostra księżna wielce ją miłuje, przecie ja, przyrodzonym opiekunem siostry będąc, tem samem mam i onę dziewczynę w opiece.
— Miłaż to opieka! — wtrącił Kmicic.
Pan starosta kałuski uśmiechnął się, mrógnął oczyma i mlasnął językiem:
— Co? marcepanik! co?…
Lecz wnet spostrzegłszy, iż się zdradza, przybrał twarz poważną.
— Zdrajco! — rzekł pół żartem, a pół seryo — chciałeś mnie na hak przywieść, ledwiem się nie wygadał!…
— Z czem? — pytał pan Kmicic, patrząc mu bystro w oczy.
Tu Sobiepan ostatecznie zmiarkował, że lotnością dowcipu gościowi nie sprosta i zaraz rzecz obrócił.
— Ten Podbipięta, — rzekł — zapisał jej jako-