— Wszystkich żołnierzów książe koniuszy pohańbił, rzuciwszy na jednego taką hańbę!
— Kmicic swawolnik był i okrutnik, ale nie parrycyda!
— Pomści on się, pomści!
— My go pierwiej pomścimy!
— Skoro jw. hetman powagą swą za niego ręczy, to tak musiało być.
— Tak było! — rzekł hetman.
— Zdrowie hetmańskie!
I niewiele brakło, by i Kmicicowego zdrowia nie wypito. Lecz co prawda, odzywały się bardzo gwałtowne głosy i przeciw, zwłaszcza między dawnymi oficerami radziwiłłowskimi. Słysząc je hetman, rzekł:
— A wiecie waszmościowie, zkąd mi ów Kmicic do głowy przyszedł? Oto Babinicz, goniec królewski, wielce jest do niego podobny. Sam się w pierwszej chwili omyliłem.
Tu pan Sapieha począł surowiej nieco spoglądać i mówić z większą powagą:
— Choćby tu sam Kmicic przyjechał, to ponieważ się nawrócił, ponieważ świętego miejsca z niezmierną odwagą bronił, potrafiłbym go moją hetmańską powagą osłonić; proszę zatem waszmościów, by mi tu żadne hałasy z przyczyny owego przybysza nie powstały. Proszę pamiętać, że on tu z ramienia króla i chanowego przyjechał. A zwłaszcza polecam to ichmościom panom rotmistrzom z pospolitego ruszenia, bo tam o dyscyplinę trudniej!
Gdy pan Sapieha mówił w ten sposób, jeden pan Zagłoba ośmielał się, bywało, pomrukiwać pod nosem, wszyscy inni siedzieli jak trusie. Tak też siedzieli i te-