Sił tych starczyłoby aż nadto do oporu Bogusławowi, jeżeli więcej nad kilkaset koni nie liczył.
Porozsyłał więc przezorny hetman gońców na wszystkie strony i czekał wiadomości.
Aż przyszły wreszcie wieści, lecz do gromów podobne i tem podobniejsze, że przez szczególny zbieg okoliczności uderzyły wszystkie jednego wieczora.
Na zamku bialskim odbywała się właśnie narada, gdy wszedł oficer ordynansowy i oddał jakieś pismo hetmanowi.
Zaledwie wojewoda rzucił na nie okiem, gdy zalterował się na twarzy i rzekł obecnym:
— Krewniak mój zniesion do szczętu w Jaworowie przez samego Bogusława. Ledwie sam zdrowie wyniósł!
Nastała chwila milczenia, którą przerwał dopiero sam hetman.
— List jest pisany z Brańska, w ucieczce i konfuzyi, — rzekł — dlatego niemasz w nim ni słowa o potędze Bogusława. Myślę, że musiała być dość znaczną, skoro dwie chorągwie i regiment piechoty doszczętu, jako czytam, zostały zniesione!.… Być jednak może, iż książe Bogusław zeszedł ich niespodzianie. Pewności to pismo nie daje…
— Panie hetmanie, — rzekł na to książe Michał — pewien jestem, że Bogusław chce całe Podlasie zagarnąć, by je w udzielne władanie, albo w lenno przy układach dostać… Dlatego niezawodnie naszedł z taką potęgą, jaką tylko mógł zebrać.
— Godzi się supozycye dowodami poprzeć, mości książe.
— Innych dowodów nie mam jeno znajomość