Bogusława. Nie o Szwedów, ani o Brandeburczyków mu chodzi, jeno o siebie samego… Wojownik to jest niepospolity, który dufa w swą szczęśliwą gwiazdę. Prowincyą chce pozyskać, Janusza pomścić, sławą się okryć, a do tego potęgę odpowiedną mieć musi i ma. Dlatego nagle trzeba na niego nastąpić, inaczej on na nas nastąpi.
— Do wszystkiego błogosławieństwo Boże niezbędne, — rzekł Oskierka — a błogosławieństwo przy nas!
— Jw. panie hetmanie, — rzekł Kmicic. — Wieści potrzeba. Spuśćcieże mnie ze smyczy z moimi Tatary, a ja wam wieści przywiozę.
Oskierka, który był przypuszczony do tajemnicy i wiedział kto jest Babinicz, zaraz jął zdanie jego mocno popierać:
— Boga mi! To jest arcyprzednia myśl! Takiego tam kawalera i takiego wojska trzeba. Jeżeli tylko konie wypoczęte…
Tu Oskierka przerwał, bo oficer ordynansowy znów wszedł do komnaty.
— Jw. panie hetmanie, — rzekł — jest dwóch żołnierzów z horotkiewiczowej chorągwi, którzy się do osoby waszej wielmożności dobijają.
— Bogu chwała! — rzekł — pan Sapieha, uderzywszy się rękoma po kolanach — będą i wiadomości… Puszczaj!
Po chwili weszło dwóch petyhorców, obdartych i zabłoconych.
— Od Horotkiewicza? — spytał Sapieha.
— Tak jest.
— Gdzie on teraz?
— Zabit, a jeżeli nie zabit, to nie wiemy, gdzie jest…