Wojewoda wstał, lecz usiadł i zaraz począł badać spokojnie:
— Gdzie chorągiew?
— Zniesiona przez księcia Bogusława.
— Siła zginęło?
— W pień nas wycięto, może kilku ostało, których w łyka, jak nas, wzięto. Są tacy, którzy mówią, że i pułkownik uszedł; ale że ranny, to sam widziałem. My z niewoli uciekli.
— Gdzie was napadnięto?
— Pod Tykocinem.
— Czemuście się za mury nie schronili, w sile nie będąc?
— Tykocin wzięty.
Hetman przysłonił dłonią oczy, poczem jął wodzić nią po czole.
— Siła przy Bogusławie ludzi?
— Jest jazdy na cztery tysiące, prócz piechoty i armat. Piechoty bardzo moderowane. Jazda ruszyła najprzód, prowadząc nas ze sobą, aleśmy się wyrwali szczęśliwie.
— Zkądeście uciekli?
— Z Drohiczyna.
Sapieha otworzył szeroko oczy.
— Mości towarzyszu, tyś pijany. Jakżeby już do Drohiczyna Bogusław mógł dojść? Kiedy was zniósł?
— Dwa tygodnie temu.
— I jest w Drohiczynie?
— Podjazdy jego są. On sam w tyle ostał, bo tam jakiś konwój ułapion, któren pan Kotczyc prowadził.
Pannę Borzobohatą prowadził! — zakrzyknął pan Kmicic.