— Książe w matni, — rzekł po chwili hetman — może się zgodzić go oddać.
— Wasza dostojność! — rzekł Kmicic — niech wasza dostojność zatrzyma Sakowicza, a mnie do księcia wyszle. Może go wydobędę.
— Także ci chodzi o niego?
— Stary żołnierz, stary sługa… Na ręku mnie nosił. Siła razy życie mi ratował… Bógby mnie skarał, gdybym go w takich terminach zaniechał.
I Kmicic drżeć począł z żalu i niepokoju, a hetman rzekł:
— Nie dziwno mi, że cię żołnierze miłują, bo i ty ich miłujesz. Uczynię, co mogę. Napiszę do księcia, że mu kogo chce za tego żołnierza puszczę, który zresztą z rozkazu twego, jako niewinne instrumentum działał.
Kmicic porwał się za głowę.
— Co on tam dba o jeńców, nie puści go, by i za trzydziestu.
— To i tobie go nie odda, jeszcze na twoje gardło nastąpi.
— Wasza dostojność… za jednegoby go oddał: za Sakowicza.
— Sakowicza więzić nie mogę, to poseł!
— Niech go wasza dostojność zatrzyma, a ja z listem do księcia pojadę. Może wskóram… Bóg z nim! Zemsty zaniecham, byle mi tego żołnierza puścił!.…
— Czekaj, — rzekł hetman — Sakowicza zatrzymać mogę. Prócz tego napiszę księciu, aby przysłał glejt bezimienny.
To rzekłszy, hetman zaraz pisać zaczął. W kwadrans później kozak skoczył z listem do Janowa, a pod wieczór wrócił z odpowiedzią Bogusława.