Hetman sam siedział nad jego łożem. O południu otworzył pan Andrzej oczy.
— Gdzie Bogusław? — były jego pierwsze słowa.
— Zniesion ze szczętem.… Bóg pofortunił mu zpoczątku, więc wyszedł z brzeźniaków i w gołem polu wpadł na piechoty pana Oskierki, tam utracił ludzi i wiktoryą… Nie wiem, czy pięćset ludzi nawet uszło, bo siła jeszcze twoi Tatarzy wyłapali.
— A onże sam?
— Uszedł.
Kmicic pomilczał chwilę i rzekł:
— Jeszcze mi się z nim nie mierzyć. Ciął mnie koncerzem w głowę i obalił razem z koniem… Szczęściem misiurka z cnotliwej stali nie puściła, alem zemdlał.
— Tę misiurkę powinieneś w kościele powiesić.
— Będziem go ścigali, choćby na kraj świata! — rzekł Kmicic.
Na to hetman:
— Patrzaj, jaką wiadomość dziś odebrałem po bitwie.
I podał mu list.
Kmicic przeczytał w głos następujące słowa:
„Król szwedzki ruszył z Elbląga, idzie na Zamość, ztamtąd na Lwów, na króla. Przybywaj wasza dostojność z wszystką potęgą na ratunek Panu i Ojczyźnie, bo sam nie wytrzymam. — Czarniecki”.
Nastała chwila milczenia.
— A ty ruszysz z nami, czy pójdziesz z Tatary do Taurogów? — spytał hetman.
Kmicic zamknął oczy. Wspomniał na słowa księ-