niezawisłe księstwo — korona skusi go. Żadenby z was się takiej pokusie nie oparł, nawet dzisiejszy wojewoda wileński!
— Nieograniczona jest hojność waszej królewskiej mości — odparł, nie bez pewnej ironii w głosie, Sapieha.
A Karol odpowiedział z właściwym sobie cynizmem:
— Daję, bo nie moje.
Sapieha pokręcił głową.
— Nieżonaty człowiek jest i synów nie ma. Temu korona miła, kto potomstwu przekazać ją może.
— Jakichże tedy sposobów radzisz mi wasza mość się chwycić?
— Mniemałbym, że pochlebstwem najwięcej da się wskórać. Pan to jest niezbyt bystrego dowcipu i snadnie go można objechać. Trzeba mu przedstawić, jako od niego tylko zależy uspokojenie Rzeczypospolitej, trzeba mu wmówić, iż on jeden może ją osłonić od wojny, nieszczęścia, klęsk wszelkich i przyszłych nieszczęść, a to właśnie przez otwarcie bram. Jeśli ryba ten haczyk połknie, to będziemy w Zamościu, inaczej — nie!
— Zostaną działa, jako ostatnia racya!
— Hm! Na tę racyą znajdzie się z czego w Zamościu odpowiedzieć. Armat ciężkich tam nie brak, a my musielibyśmy je dopiero sprowadzać, co, gdy roztopy nastąpią, stanie się niepodobnem.
— Słyszałem, że piechoty w twierdzy są grzeczne, ale jazdy im brak.
— Jazda tylko w gołem polu potrzebna, a zresztą, skoro Czarniecki, jako się pokazało, nie rozbit, to mógł jednę i drugą chorągiew do posług wrzucić.