zbić z tropu Forgell. — Najjaśniejszy król szwedzki i pan (tu długo wyliczał tytuły) zgoła nie jako nieprzyjaciel tu przybył, ale wprost mówiąc w gościnę tu przyjechał i przeze mnie się zapowiada, mając niepłonną jak tuszę nadzieję, że wasza książęca mość dla osoby jego i jego wojsk bramy swe otworzyć zechcesz.
— Niemasz u nas tego zwyczaju — odpowiedział pan Zamoyski, — aby komu gościnności odmawiać, choćby też i nieproszony przyjechał. Znajdzie się zawsze u mnie miejsce przy stole, a nawet, dla tak dostojnej osoby, pierwsze. Powiedz tedy wasza dostojność najjaśniejszemu królowi, że bardzo proszę i tem szczerzej, że jako najjaśniejszy Carolus Gustavus jest panem w Szwecyi, tak ja w Zamościu. Ale, że jako wasza dostojność widziałeś, służby mi nie brak, przeto nie potrzebuje jego szwedzka jasność swojej ze sobą brać. Inaczej, pomyślałbym, że mnie ma za chudopachołka i kontempt chce mi okazać.
— Dobrze! — szepnął stojący tuż za plecami pana starosty Zagłoba.
A pan starosta, wypowiedziawszy swoję oracyą, począł usta wydymać, sapać i powtarzać jeszcze:
— A! ot, co jest! a!
Forgell przygryzł wąsów, pomilczał trochę i wreszcie tak mówić począł:
— Największy to byłby dowód nieufności dla króla, gdybyś wasza książęca mość załogi jego do fortecy wpuścić nie raczył. Powiernikiem królewskim jestem, wiem jego najtajniejsze myśli, a oprócz tego mam rozkaz oświadczyć waszej dostojności i słowem w imieniu króla zaręczyć, że on, ni państwa zamoy-