— Za otwarcie bram twierdzy, jego królewska mość (tu znów długo wymieniał tytuły) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie!
Słysząc to, zdumieli wszyscy, zdumiał na chwilę i pan starosta. Już Forgell począł toczyć tryumfującym wzrokiem dokoła, gdy nagle, wśród ciszy głuchej, ozwał się popolsku do starosty, stojący tuż za nim pan Zagłoba:
— Ofiaruj wasza dostojność królowi szwedzkiemu w zamian Niderlandy.
Pan starosta nie namyślał się długo, uderzył się rękoma w boki i palnął na całą salę połacinie:
— A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!
W tej samej chwili sala zabrzmiała jednym ogromnym śmiechem. Trząść się poczęły brzuchy i pasy na brzuchach; jedni klaskali w ręce, drudzy zataczali się jak pijani, inni opierali się o sąsiadów i śmiech brzmiał ciągle. Forgell blady był; brwi zmarszczył groźnie, lecz czekał, z ogniem w źrenicach i głową dumnie wzniesioną. Nakoniec, gdy paroksyzm śmiechu przeszedł, spytał krótkim, urywanym głosem:
— Czy to ostatnia waszej dostojności odpowiedź?
Na to pan starosta pokręcił wąsa.
— Nie! — odrzekł, podnosząc jeszcze dumniej głowę — bo mam armaty na murach!
Poselstwo było skończone.
W godzin dwie później zagrzmiały działa z szańców szwedzkich, a zamojskie odpowiedziały im z równą siłą. Cały Zamość okrył się dymem, jakby chmurą niezmierną, tylko raz po razu łyskało w owej chmurze