dyjowskiego. — Nic dobrego nie będzie, bo u kasztelana oblicze stało się pstre, a to zły znak.
Jakoż twarz Czarnieckiego nosiła liczne ślady ospy, i w chwilach wielkiego wzruszenia albo niepokoju pokrywała się białawemi i ciemnemi centkami. Że zaś rysy miał ostre, bardzo wysokie czoło, na niem chmurne jowiszowe brwi, nos zagięty i wzrok poprostu przeszywający, więc gdy jeszcze przyszły nań owe piętna, stawał się straszny. Kozacy przezwali go swego czasu rabym psem, ale wedle słuszności, więcej był do rabego orła podobny, a gdy, bywało, prowadził lud do ataku z rozwianą nakształt olbrzymich skrzydeł burką, wtedy to podobieństwo uderzało swoich i nieprzyjaciół.
Wzbudzał też strach w jednych i drugich. Za czasów kozackich wojen dowódcy potężnych watah tracili głowy, gdy przyszło im przeciw Czarnieckiemu działać. Sam Chmielnicki bał się go, a zwłaszcza jego rad, których królowi udzielał. Oneto sprowadziły na kozactwo straszliwą klęskę pod Beresteczkiem. Lecz sława jego wyrosła głównie po bitwie beresteckiej, gdy na współkę z Tatary przebiegał nakształt płomienia stepy, wygniatał do cna zbuntowane roje, brał szturmem miasta, okopy, rzucając się z szybkością wichru z jednego końca Ukrainy w drugi.
Z tą samą zaciekłą wytrwałością szarpał teraz Szwedów. „Czarniecki nie wybije, ale wykradnie mi wojsko” — mówił Karol Gustaw. Lecz właśnie Czarnieckiemu uprzykrzyło się już wykradać; mniemał, że przyszedł czas bić, zaś brakło mu zupełnie armat, piechoty, bez których stanowczo nie można było nic ważniejszego wskórać; dlatego tak pragnął połączyć się