da rady! Z różnymi się spotykał, ale z Zagłobą jeszcze nie. Powiadam, że się spotkamy, chyba mu książe Janusz w testamencie zalecił, żeby Zagłobę zdaleka omijał. Może to być!
— Elektor chytry człek, — rzekł Jan Skrzetuski — i niech tylko ujrzy, że z Carolusem źle, wnet będzie wszystkie obietnice i przysięgi relaksował.
— A ja wam mówię, że nie — rzekł Zagłoba. — Nikt nie jest na nas bardziej zawzięty, jako Prusak. Gdy twój sługa, który cię pod nogi musiał podejmować i szaty twoje czyścić, panem twoim przy odmianie fortuny zostanie, to właśnie tem będzie sroższy, im byłeś mu panem łaskawszym.
— To zaś czemu? — pytał Wołodyjowski.
— Bo mu jego służebna kondycya w pamięci zostanie i mścić się będzie za nią na tobie, choćbyś mu same dobrodziejstwa świadczył.
— Mniejsza z tem! — rzekł Wołodyjowski. — Nieraz się też zdarza, że i pies pana w rękę ukąsi. Niech nam Babinicz lepiej o swej wyprawie powiada.
— Słuchamy! — rzekł Skrzetuski.
Kmicic, pomilczawszy chwilę, nabrał tchu i począł rozpowiadać o ostatniej wojnie sapieżyńskiej z Bogusławem, o klęsce tego ostatniego pod Janowem, nakoniec o tem, jak książe Bogusław, rozbiwszy w puch Tatarów, jego samego wraz z koniem na ziemię obalił i z życiem uszedł.
— A powiadałeś waszmość, — przerwał Wołodyjowski — że go będziesz ze swymi Tatarami choćby do Bałtyku ścigał?
Na to Kmicic
— A waszmość mi powiadałeś także w swoim cza-