tedy do nas: „Ze Szwedem będzie fryszt! z septentrionami już jest, ale z elektorem nie powinniśmy się w żadne układy bawić. Pan Czarniecki, powiada, z Lubomirskim pójdą do Brandeburgii, a ja z panem podskarbim litewskim do Prus elektorskich, a jeżeli potem, mówi, nie przyłączymy Prus na wieki do Rzeczypospolitej, to chyba w kancelaryi niema ani jednej takiej głowy, jak pan Zagłoba, który na własną rękę listami elektorowi groził”.
— Także Sapjo powiadał? — spytał Zagłoba, czerwieniejąc z zadowolenia.
— Wszyscy to słyszeli. A jam był okrutnie rad, bo ta sama rózga Bogusława wysiecze i jeśli nie prędzej, to wówczas napewno go dosięgniem.
— Byle z tymi Szwedami prędzej skończyć! — rzekł Zagłoba. — Jechał ich sęk! Niech ustąpią Inflanty i miliony pozwolą, darujem ich zdrowiem.
— Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma! — odparł, śmiejąc się, Jan Skrzetuski. — Jeszcze Carolus w Polsce, jeszcze Kraków, Warszawa, Poznań i wszystkie znamienitsze miasta w jego ręku, a ojciec już chcesz, żeby się okupował. Ej, siła się jeszcze przyjdzie napracować, nim o elektorze pomyślimy!
— A jest armia Steinboka, a prezydya, a Wirtz! — wtrącił Stanisław.
— To czemu tu siedzim z założonemi rękami? — spytał nagle Roch, wytrzeszczając oczy — nie możem to Szwedów bić?
— Głupiś Rochu! — rzekł Zagłoba.
— Wuj zawsze jedno, a ja, jakom żyw, widziałem czółna nad brzegiem. Możnaby pojechać i choć straż