niemu Rocha postawię, który ksiąg nie wertował i obaczym.
— Byleś go waćpan mógł postawić — wtrącił pan Kmicic.
— Prawda, prawda! Okrutnie mi chłopa żal. Panie Andrzeju, a poszwargoczno owym psim językiem do tych pludraków i rozpytaj, co się z nim stało?
— To waść nie znasz regularnych żołnierzy. Tu ci nikt bez rozkazu gęby nie otworzy. Szkoda gadać!
— Wiem, że szelmy nieużyte. Jak tak do naszej szlachty, a zwłaszcza do pospolitaków poseł przyjedzie, to zaraz gadu gadu, o zdrowie jejmości i dziatek się spytają i gorzałki się z nim napiją i w konsyderacye polityczne poczną się wdawać, a ci oto stoją jako słupy i tylko ślepie na nas wybałuszają. Żeby ich sparło wostatku!
Jakoż coraz więcej pieszych żołnierzy gromadziło się wokół posłanników, przypatrując im się ciekawie. Oni też, ile że przybrani starannie w przystojne, a nawet bogate szaty, wspaniałą czynili postać. Najwięcej zwracał oczu pan Zagłoba, gdyż prawie senatorską nosił w sobie powagę, najmniej pan Michał, z przyczyny swego wzrostu.
Tymczasem oficer, który pierwszy przyjmował ich na brzegu, wrócił wraz z drugim, znaczniejszym i z żołnierzami prowadzącymi luźne konie. Ów znaczniejszy skłonił się wysłannikom i rzekł popolsku:
— Jego królewska mość prosi waszmość panów do swej kwatery, a że to niezbyt blisko, więc przywiedliśmy konie.
— Waszmość Polak? — pytał Zagłoba.
— Nie, panie. Jestem Sadowski, Czech, w służbie szwedzkiej.