Król znów pomilczał chwilę, jenerałowie znów zmarszczyli się na śmiałość wysłannika.
— Jan Kazimierz sam was od przysięgi uwolnił, — rzekł Karol — bo was opuścił i za granicę się schronił.
— Od przysięgi jeno namiestnik Chrystusów uwolnić zdolen, który w Rzymie mieszka i który nas nie uwolnił.
— Mniejsza z tem! — rzekł król. — Ot, tem zdobyłem to królestwo (tu uderzył się po szpadzie) i tem utrzymam. Nie potrzeba mi waszych sufragiów, ni waszych przysiąg. Chcecie wojny, będziecie ją mieli. Tak myślę, że pan Czarniecki jeszcze o Gołębiu pamięta?
— Zapomniał po drodze z Jarosławia — odrzekł Zagłoba.
Król, zamiast się rozgniewać, rozśmiał się.
— To mu przypomnę!
— Bóg światem rządzi!
— Powiedzcie mu, niech mnie odwiedzi. Mile go przyjmę, jeno niech się śpieszy, bo jak konie odpaszę, pójdę dalej.
— Wtedy my waszę królewską mość przyjmiemy! — odrzekł, kłaniając się i kładąc nieznacznie rękę na szabli Zagłoba.
Król na to:
— Widzę, że pan Czarniecki nietylko najlepsze szable, ale i najlepszą gębę w poselstwie przysłał. W mig waść każde pchnięcie parujesz. Szczęście, że nie na tem wojna polega, bo godnego siebie znalazłbym przeciwnika. Ale przystępuję do materyi: Pisze mi pan Czarniecki, żebym owego jeńca wypuścił, dwóch mi za to w zamian znacznych oficerów ofiarując. Nie lekce-