— Nec nuntius cladis. Wszyscy ogarnięci!
— Ciebie jeno wysłać, choćby do piekła, żołnierzyku! Dobrze! Wziąć ich zaraz na pytki. Sam będę indagował!
To rzekłszy, kasztelan zwrócił z miejsca, a odchodząc, rzekł:
— A być w gotowości, bo może nie mieszkając, ruszymy na nieprzyjaciela.
— Jakto? — rzekł Zagłoba.
— Cicho waść! — odpowiedział Wołodyjowski.
Szwedzcy jeńcy bez przypiekania w mig zeznali, co było im wiadomo o siłach margrabiego badeńskiego, o ilości armat, piechoty i jazdy. Zadumał się tedy nieco pan kasztelan, bo się dowiedział, że wprawdzie jest to nowozaciężna armia, ale złożona z samych starych żołnierzy, którzy w Bóg wie ilu wojnach udział brali. Było też siła pomiędzy nimi Niemców i znaczny oddział francuski; cała siła przewyższała o kilkaset głów wojsko polskie. Lecz natomiast pokazało się z zeznań, że margrabia ani przypuszczał nawet, iżby Czarniecki był tak blisko i wierzył, iż Polacy całą siłą oblegają króla pod Sandomierzem.
Ledwie to usłyszał kasztelan, gdy zerwał się z miejsca i zakrzyknął na swego dworzanina:
— Witowski, każ trąbić przez munsztuk, by na koń siadano!
W pół godziny później wojsko ruszyło i szło świeżym rankiem wiosennym przez lasy i pola rosą okryte. W końcu Warka, a raczej jej zgliszcza, bo miasto przed sześciu laty spłonęło było niemal ze szczętem, ukazały się na widnokręgu.
Wojska Czarnieckiego szły po otwartej płaszczy-