nie. Na to król: Taki jest tylko jeden: Babinicz. Inni zaraz przyświadczyli.
— Ja na Litwę, a zwłaszcza na Żmudź, najchętniej pojadę, — odrzekł Kmicic — sam króla jegomości o to prosić miałem, czekam jeno, póki Warszawy nie weźmiem.
— Szturm jeneralny na jutro — rzekł, zbliżając się Zagłoba.
— Wiem, a jak się ma Ketling?
— Kto taki? Chyba Hassling?
— Wszystko jedno, bo on ma dwa nazwiska, jakto u Angielczyków, Szkotów i wielu innych nacyj obyczaj.
— Prawda; — odrzekł Zagłoba — a Hiszpan, to ci na każdy dzień tygodnia ma inne. Powiadał mi waszmościów pacholik, że Hassling, czyli też ów Ketling, zdrowy; już przemówił, chodzi i gorączka go opuściła, jeno jeść co godzina woła.
— A waść to nie byłeś u niego? — spytał Kmicic małego rycerza.
— Nie byłem, bom czasu nie miał. Kto tam przed szturmem ma głowę do czegokolwiek?
— To pójdźmy teraz.
— Waćpan idź najprzód spać — rzekł Zagłoba.
— Prawda! prawda! Ledwie na nogach stoję!
Jakoż wróciwszy do siebie, poszedł pan Andrzej za tą radą, tem bardziej, że i Hasslinga zastał śpiącego. Natomiast przyszli go wieczorem odwiedzić Zagłoba z Wołodyjowskim i zasiedli w przestronnym letniku, który Tatarowie dla swego „bagadyra” wznieśli. Kiemlicze miód im leli stary, stuletni, który król Kmicicowi przysłał, a oni popijali go ochotnie, gdyż gorąco było