rał, za Philemona; umyślni kuryerowie latali do Królewca po modeliusze pasterskich strojów, po wstęgi i peruki. On desperacyą udawał, pod jej oknami chodził i na lutni grywał. A tu powiem waćpanom, co rzetelnie myślę: kat to był na cnotę panien zawzięty i śmiało można o nim rzec, co w naszej ojczyźnie o podobnych ludziach mówią: że jego westchnienia niejeden panieński żagiel wydęły, ale tym razem naprawdę się zakochał, co i nie dziwota, bo panna więcej boginie, niźli mieszkanki ziemskiego padołu przypomina.
Tu Hassling zarumienił się znowu, lecz pan Andrzej tego nie spostrzegł, bo chwyciwszy się z zadowolenia i dumy w boki, spoglądał właśnie tryumfującym wzrokiem na Zagłobę i Wołodyjowskiego.
— Znamy ją, wykapana Dyana, jeno jej miesiąca we włosach brak! — rzekł mały rycerz.
— Co to Dyana! Własne psyby na Dyanę wyły, gdyby ją ujrzały! — zakrzyknął Kmicic.
— Dlategom rzekł: „nie dziwota” — odpowiedział Hassling.
— Dobrze! Jeno za tę niedziwotę małym ogniembym go przypalał; za tę niedziwotę hufnalamibym go podkuć kazał…
— Daj waćpan spokój! — przerwał Zagłoba — pierw go dostań, potem będziesz wydziwiał, teraz zasię daj temu kawalerowi mówić.
— Nieraz trzymałem wartę przed komnatą, w której sypiał — mówił dalej Hassling — i wiem, jako się na łożu przewracał, a wzdychał, a gadał do siebie, a syczał, jako z bolu, tak go widocznie żądze piekły. Zmienił się okrutnie, wysechł: może też go ta choroba już nurtowała, w którą później zapadł. Tymczasem